Hiszpania – dzień 1

Przed nami obiecana pierwsza część relacji z wycieczki do Hiszpanii. Od razu też tłumaczę się, że kolejny wpis z tej serii pojawi się dopiero w czwartek, ze względu na mój wyjazd w góry ( śledźcie Instagrama 🙂 )

Link do pełnej galerii i pokonanej przeze mnie tego dnia trasy znajduje się na dole wpisu!

Z domu wyjechałem w sobotę 16.08 ok. godziny 13.00. Samochód zostawiłem w Rzeszowie, a sam wsiadłem do autobusu, który miał zabrać mnie do Poznania. Na miejsce dojechałem o godz. 3:30. Lot miał odbyć się o 7:15, więc pokręciłem się chwilę po dworcu PKP, czekając na autobus miejskiej komunikacji, który ostatecznie zabrał mnie na lotnisko. Szybko przeszedłem odprawę i już po chwili siedziałem w samolocie.

Na lotnisko w Barcelonie doleciałem parę minut po dziesiątej. Po wyjściu z samolotu przez chwile ogarnęło mnie przerażenie, nie wiedziałem co robić dalej, ale szybko otrząsnąłem się i ruszyłem przed siebie. Niedługo potem, po załatwieniu kilku papierkowych spraw siedziałem już za kierownicy Toyoty Yaris.

Na pierwszy cel obrałem Castelldefels, w którym wiedziałem że znajduje się otwarty w niedziele sklep ( jak się dowiedziałem większość lokali i sklepów jest tutaj w niedziele zamknięta. ) Wyjechałem z labiryntu dróżek pod lotniskiem i trafiłem na autostradę. Szybko dojechałem do miasteczka, zjechałem z autostrady i zaczął się problem. Wszystkie domy podobne do siebie, uliczki ciasne. Jeszcze większy labirynt niż przy lotnisku. Na ratunek przyszedł na szczęście GPS i po paru minutach błądzenia udało mi się w końcu znaleźć sklep i zaparkować nieopodal.

1

Szybkie zakupy ( w Hiszpanii nie jest nawet aż tak drogo jak myślałem ) i przyszedł czas na wyjazd. Do szybkiego wyjazd motywowała również temperatura. Było już południe, na termometrze w cieniu 35 stopni, chciałem jak najszybciej pojechać w stronę gór.

Ale wiadomo, że bez problemów się nie obejdzie. Jadąc do sklepu władowałem się na tyle jednokierunkowych uliczek, że nie widziałem szans w powrocie tą samą drogą. Postanowiłem spróbować swych sił i sam znaleźć drogę. Nie był to za dobry pomysł bo pogubiłem się jeszcze bardziej, ale przynajmniej przez przypadek znalazłem zamek od którego pochodzi nazwa miejscowości.

8

Poszedłem po rozum do głowy i włączyłem znów GPS. Udało się dostać na autostradę.

Przed samą Barceloną, skręciłem na drogę A-2 która miała zabrać mnie w Pireneje. Jazda nią zajęła grubo ponad godzinę. Z autostrady zjechałem dopiero w okolicach miasteczka Cervera. Zrobiłem krótki postój w wiosce La Cardosa ( 3 domy. Serio mówię ) po czym pojechałem dalej w stronę Agramurt i Artesa de Segra. Kolejny dłuższy postój zrobiłem właśnie w tym drugim miasteczku. Wybrałem się na krótki spacer, jednak temperatura i mało atrakcyjne ulice szybko odwiodły mnie od tego pomysłu.

25

Pora było ruszyć dalej. Droga zleciała dość szybko. Kolejny postój urządziłem w miasteczku Isona. Szybki przegląd okolicznych terenów na mapie i na chwilę zbaczamy z trasy, pora zobaczyć górską dróżkę która jest w pobliżu. Jak się później okazało był to genialny pomysł, czuć było przedsmak Pirenejów, mimo że znajdowałem się na wysokości „zaledwie” 1200m.n.p.m.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Krótka drzemka regeneracyjna i ruszyłem z powrotem w stronę Tremp. Zaczynało robić się chłodniej więc pozwalałem sobie na coraz dłuższe piesze wypady, niestety architektura miasteczek trochę rozczarowywała, a i ja nie należę do osób zafascynowanych infrastrukturą. Zdecydowanie wolę naturę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pokręciłem się chwilę po mieście, zjadłem kanapki ( mortadela z kawałkami oliwek. Gorąco polecam ) i stwierdziłem ze pora powoli znaleźć miejsce do spania. Na GPS znalazłem ciekawą dróżkę i ruszyłem. Była naprawdę wspaniała. Kręta, wąska, ale dawała mnóstwo frajdy z pokonywania jej. Wyjechałem na samą górę przełęczy, znalazłem miejsce w którym można stanąć i rozbiłem obóz. Mimo że większość dnia spędziłem na jeździe to i tak byłem wykończony. W dodatku następnego dnia trzeba było szybko wstać bo czekała na mnie długa droga.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

PEŁNA GALERIA ZDJĘĆ
TRASA